Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przychodzi policjant po doktora

Piotr KRYSA
29 listopada policjanci z Komendy Miejskiej Policji zatrzymali poznańskiego psychiatrę. Zarzucono mu wystawianie zwolnień lekarskich za łapówki. Niecały rok wcześniej w szpitalu im. Raszei w Poznaniu zatrzymano chirurga.

29 listopada policjanci z Komendy Miejskiej Policji zatrzymali poznańskiego psychiatrę. Zarzucono mu wystawianie zwolnień lekarskich za łapówki. Niecały rok wcześniej w szpitalu im. Raszei w Poznaniu zatrzymano chirurga. W biurku miał jeszcze całkiem sporo kopert z pieniędzmi. Tłumaczył policji, że to tak zwane dowody wdzięczności.

Kiedy weźmiemy pod lupę całą Wielkopolskę, to okaże się, że od kilku lat policjanci i prokuratorzy prowadzą kilkanaście postępowań, w których w sumie o różnego rodzaju nadużycia podejrzewa się kilkudziesięciu lekarzy.
- Przestępcy wśród lekarzy zawsze się zdarzali, tak jak znajdą się w każdej grupie zawodowej. Kiedyś po prostu mniej takich przypadków docierało do opinii publicznej - mówi spokojnie Krzysztof Kordel, rzecznik odpowiedzialności zawodowej Wielkopolskiej Izby Lekarskiej.

Od psychiatry najlepsze

Robert K., 42-letni psychiatra, przyjmował w kilku gabinetach na terenie Poznania. Informację o tym, że wystawia on zwolnienia lekarskie za łapówki, dotarły do policji już w połowie 2004 roku. Zwolnienie od psychiatry na czarnym rynku jest towarem pożądanym, bo tak naprawdę dosyć trudno je zakwestionować, nie unieruchamia chorego w łóżku, a poza tym może być wystawione na dość długi okres. Policjanci z wydziału do walki z korupcją KMP w Poznaniu w trakcie śledztwa ustalili, że niektórzy pacjenci Roberta K. chorowali nawet przez pół roku.
- Głównymi klientami lekarza byli przedsiębiorcy - mówi Andrzej Borowiak, rzecznik poznańskiej policji. Jeszcze tego samego dnia zatrzymanych zostało 7 osób podejrzanych o kupowanie zwolnień. Kto na tym traci? My wszyscy, bo tylko w tych przypadkach ZUS musiał wypłacić z tytułu chorobowego około 40 tys. zł. Nieuczciwy psychiatra zarobił na tym jakąś dychę. To dopiero początek, bo policja pracuje nad kolejnymi klientami Roberta K.

Leczy dalej

Prokuratura przesłuchała podejrzanego, postawiła mu zarzuty, ale nie wnioskowała o jego tymczasowe aresztowanie, co często w takich wypadkach budzi wiele kontrowersji i obawę o to, że podejrzany będzie mataczył w śledztwie.
- W tym przypadku dowody są zabezpieczone, a wniosku o aresztowanie nie było głównie z powodu stanu zdrowia podejrzanego - wyjaśnia Mirosław Adamski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
- Poczekamy na sprawiedliwy wyrok sądu - kwituje Andrzej Borowiak. Lekarzowi i jego klientom grozi kara pozbawienia wolności od roku do 10 lat.
Nie wiemy, na co chory jest Robert K., ale ustaliliśmy, że dalej przyjmuje i nie ma żadnego problemu, aby umówić się na wizytę.
- To zgodne z prawem. Jeśli prokuratura nie wydała tymczasowego zakazu wykonywania zawodu, to może dalej przyjmować - przyznaje Krzysztof Kordel.
Zaledwie kilkanaście dni wcześniej policjanci z KWP w Poznaniu zatrzymali chirurga ze szpitala im. Raszei w Poznaniu.
- W toku śledztwa ustaliliśmy, że chirurg przyjmował łapówki za zwolnienia. Wys- tawiał je zdrowym pacjentom, których nawet nie badał. Brał za to od 50 do 100 zł. Zatrzymanych 9 pacjentów wyłudziło w ten sposób z ZUS co najmniej 15 tysięcy złotych - informuje Ewa Olkiewicz, rzecznik wielkopolskiej policji.
Niespełna rok wcześniej w tym samym szpitalu zatrzymano innego chirurga za podobną działalność.
- W biurku miał jeszcze nieotwarte koperty z pieniędzmi i tłumaczył, że to dowody wdzięczności. Policjanci zatrzymali je jednak jako dowody w sprawie - relacjonuje Ewa Olkiewicz.

Papierowi renciści

Tego rodzaju przestępstwa narażają na poważne straty ZUS, czyli wszystkich płatników składek. Jednak w
samym ZUS jeszcze w 2003 roku ujawniono jedną z większych afer w poznańskiej służbie zdrowia. Skończyła się zatrzymaniem 12 osób. Policja zatrzymała wtedy 6 orzeczników, dwóch lekarzy konsultantów i kilka innych osób. Lekarzom zarzuca się przyznawanie rent na podstawie fałszowanej od samego początku dokumentacji. Podobne wypadki wyszły na jaw na terenie całej Polski. Skutkowało to poważnymi zmianami organizacyjnymi.
- Teraz pacjent nie wie do ostatniej chwili, który lekarz będzie go przyjmował - mówi dr Zdzisław Madeja, główny lekarz orzecznik oddziału ZUS w Poznaniu. Pacjenci spotykają się w jednym pokoju i tam dowiadują się, do którego lekarza się udać. Decyduje o tym system komputerowy w drodze losowania.
- Na drzwiach nie ma tabliczek z nazwiskami. Mamy takie małe plastikowe, które stawiamy na biurkach oraz identyfikatory przypięte do ubrania - wyjaśnia dr Madeja.
Decyzję lekarza orzekającego może w każdej chwili skontrolować główny lekarz orzecznik lub jego zastępcy. Jeżeli ma jakieś wątpliwości, to w ciągu 14 dni może skierować sprawę do trzyosobowej komisji lekarskiej. Z tej samej procedury może skorzystać niezadowolony pacjent. Raz na jakiś czas dokumenty wyrywkowo kontroluje także warszawska centrala.
- Lekarz orzecznik w dużym stopniu uzależniony jest od dostarczonej mu dokumentacji. Afera z 2003 roku udowodniła, że cały proceder zaczynał się jeszcze przed ZUS - przypomina dr Madeja.

Zwolnienia pod obserwacją

Lekarze orzecznicy kontrolują również zasadność wydawanych zwolnień lekarskich. W tym przypadku nie wszystkie oszustwa czy wręcz kupione zwolnienia są łatwe do wykrycia.
- Jeżeli stwierdzimy, że dana osoba na przykład jest już zdrowa, to następnego dnia musi zgłosić się do zakładu pracy. Nie jesteśmy jednak w stanie udowodnić, czy chory na grypę mógł wyzdrowieć w 5 dni, a nie w 10 - wyjaśnia główny lekarz orzecznik.
Takich kontroli jeden z dwóch poznańskich oddziałów ZUS przeprowadza około 2,5 tysiąca na kwartał. Robi to na wniosek pracodawców, z własnej inicjatywy czy też reagując na donosy.
- To trudne sprawy, bo rozgrywają się na zasadzie rozmowy w cztery oczy. Dlatego uczciwości nie zastąpią ani procedury ani sądy - przyznaje Zdzisław Madeja.
Czasami lekarze wydający zwolnienia budzące wątpliwości są wzywani przed majestat głównego lekarza orzecznika i odpytywani na tę okoliczność. Ten w rażących przypadkach może nawet na rok zawiesić prawo wystawiania zwolnień lekarskich.

Martwe dusze

Spraw realizowanych przez wielkopolską policję z lekarzami w roli głównej jest jednak znacznie więcej. W wielu przypadkach na ślad nieprawidłowości wpadają kontrolerzy Narodowego Funduszu Zdrowia. W samym tylko 2004 roku do prokuratury i policji NFZ skierował 11 spraw.
Wiele z tych nieprawidłowości to skutki błędnego stosowania się do ministerialnych rozporządzeń, ale niektóre to po prostu bezczelne oszustwa. Policja prowadzi kilka takich spraw, w których pod lupą znaleźli się głównie lekarze specjaliści. Najczęściej wpisywali w dokumentacje usługi, których nigdy nie wykonywali. Zdarzało się, że jakiś pacjent miał dwadzieścia razy leczone zęby, ale dowiadywał się o tym dopiero od przesłuchujących go policjantów. NFZ z takiego powodu wymówił kontrakt znanemu stomatologowi w Kaliszu, co wzbudziło prawdziwe oburzenie środowiska medycznego, bo uchodził za świetnego menedżera. Wkrótce założył nową firmę i ubiegał się o kontrakt, zgłasząjąc listę dentystów z różnych ościennych województw, którzy mieli u niego pracować. Okazało się że i ci, podobnie jak wcześniej pacjenci, nic o tym nie wiedzieli.
Policja prowadzi kilka takich spraw, w których dopisywano pacjentom wizyty. Zdarzały się także przypadki leczenia osób, które już nie żyły.
Szczególnie bulwersujące są przypadki wyłudzania refundacji ze szkodą dla pacjenta.
- Pacjentów informowano, że limit na coś został wyczerpany i muszą za to zapłacić, a pieniądze z refundacji trafiały do kieszeni lekarza - mówi Olkiewicz

Ankiety na cenzurowanym

Wydział kontroli NFZ wiele z tych spraw wykrył rozsyłając do pacjentów proste ankiety, czy byli w ogóle u lekarza i czy korzystali z takiej czy innej usługi. Owe ankiety wzbudziły wiele wątpliwości wśród samych lekarzy. Do wydziału trafiło pismo z Wielkopolskiego Związku Pracodawców Och- rony Zdrowia podpisane przez prezesa Andrzeja Grzybowskiego, w którym zawarto wiele wątpliwości co do wartości ankiet.
Ginekolog Mirosław Moskalewicz, jeden z członków związku, zwraca uwagę, że pacjenci mogą czasami nie pamiętać wizyty, mogą też się do niej po prostu nie przyznać albo nawet skłamać.
- Nie brakuje również pewnych niejasności systemowych, które skutkują nawet całkowicie legalnym wpisywaniem wizyt, mimo nieobecności pacjenta - mówi, podpierając się licznymi przykładami.
NFZ broni się tym, że niejasności są wyjaśniane, a do prokuratury zgłaszane są tylko sprawy budzące najpoważniejsze podejrzenia.
- Teraz prowadzimy śledztwo dotyczące kilkunastu lekarzy specjalistów, w którym będziemy musieli przesłuchać około 4 tysięcy świadków - informuje rzecznik wielkopolskiej policji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto