W tym miejscu blisko 700 mieszkańców zostawia auta na parkingu, wybudowanym zresztą trzy lata wcześniej przez samą spółdzielnię. - Ta inwestycja kosztowała blisko 300 tys. złotych - mówi nam Marian Koczur, mieszkaniec osiedla.
Teraz teren został sprzedany, jak się okazuje, wbrew woli i bez wiedzy mieszkających w pobliżu osób. - Nie ukrywam, że mamy problem - przyznaje Zbigniew Mencwal, wiceprezes spółdzielni. - Stawki za użytkowanie wieczyste w naszym mieście wzrosły od nowego roku o 300 proc., stąd decyzja o sprzedaży części gruntów.
W jaki sposób spółdzielnia wyznaczała tereny do pozbycia się i dlaczego padło akurat na parking, z którego korzysta tyle osób? - Wskazania były oddolne - mówi prezes. - To rady osiedli i administracje wyznaczały tereny. A na sprzedaż konkretnych działek zgodziło się walne zgromadzenie członków spółdzielni.
Marian Koczur jest jednak przekonany, że członkowie spółdzielni zostali podczas walnego zgromadzenia wprowadzeni w błąd. - Nikt nie pokazał nam na mapie działek, o których mowa - mówi. - Zaręczam, że wszyscy byliśmy przekonani, że chodzi o teren sąsiadujący z parkingiem, a nie o sam parking - potwierdza mieszkanka osiedla, która była obecna na walnym zgromadzeniu.
Teren kupiła spółka Dino Polska, która specjalizuje się w stawianiu supermarketów. Wylicytowała na aukcji 472.750 zł. - Teren ma 1.794 mkw., to rażąco niska stawka - oburza się Koczur. - Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę wcześniejszy koszt wybudowania parkingu.
Pan Marian, z zawodu architekt, dopatrzył się w działaniu spółdzielni naruszenia przepisów. - Parking jest integralną częścią zespołu urbanistycznego - fachowo objaśnia. - Sprzedaż tego terenu narusza stan nieruchomości, a to z kolei powoduje złamanie przepisów ustawy o gospodarce nieruchomościami.
Drugim problemem, jego zdaniem, jest odległość najbliższego bloku od granicy sprzedanego terenu. - Blok znajdzie się dwa metry od ogrodzenia, a to o dwa za mało, aby sytuacja była w zgodzie z warunkami technicznymi, jakie obowiązują w budownictwie.
Dlatego pan Marian skierował pismo do pabianickiej prokuratury, w którym domaga się uchylenia uchwały walnego zgromadzenia. Pod pismem w ciągu jednego dnia zebrał238 podpisów oburzonych mieszkańców. - Prokuratura w odpowiedzi poinformowała mnie, że nie ma podstaw do interwencji - mówi pan Marian. - Tymczasem naruszany jest ważny interes lokalnej społeczności. Na pewno odwołamy się od tej decyzji i będziemy walczyć dalej - zapowiada.
Młodzi często pracują latem. Głównie bez umowy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?